Współczesny japoński malarz Osamu Obi portretuje swe modelki półnago i można tego rodzaju kompozycje zaklasyfikować jako akty, lecz są to akty szczególnego rodzaju. Nie ma w nich nawet krztyny wulgarności, ukazania czystej, wręcz anatomicznej nagości, jest raczej delikatne kuszenie zmysłowością, jest ukazany pewien magnetyzm, który nigdy nie przeradza się w czyste pożądanie. Portretowane młode kobiety, które możemy podziwiać na jego obrazach, są anielsko delikatne, aksamitne i niewinne, dlatego też te obrazy są tak są hipnotyzujące. Bije od nich jakaś tajemnicza aura. Artysta świadomie ukazuje piękno kobiet na tle obdrapanych ścian, połamanych konarów drzew, wytartej podłogi i starych sprzętów, bo dobrze wie, jak działają wizualnie tego rodzaju kontrasty. Oczywiście istnieje wiele powodów w sztuce, by pokazać nagość kobiet. Może być to zwykłe pożądanie piękna kobiecego ciała, czyli zaspokojenie pożywką nagości żądzy męskiej. Jednak w niektórych przypadkach, tak jak w malarstwie japońskiego artysty, przedstawiona nagość wydaje się być tylko pretekstem do tego, by pokazać coś więcej. Patrząc na portretowane azjatyckie kobiety odnosimy wrażenie, że są one niewinne, kruche i słabe. Jednak im dłużej patrzyłem na te obrazy, tym bardziej widziałem ogromną siłę kobiecości. I nie chodzi tu wyłącznie o sam zmysłowy wygląd, ale o cały zespół cech, które zamknięte są pod powłoką cielesności, jak choćby kobieca intuicja, opiekuńczość, empatia, wrażliwość, delikatność, uczuciowość, łagodność, zdecydowanie, czy, po prostu, zwykłe ciepło.
show less
Comments