Wiem, że nie do każdego trafia to proste i minimalistyczne malarstwo Jamie'go Perry'ego, choćby przez jego plakatowo-filmowy charakter. Ale gdy potraktujemy prace Perry’ego jako ikony Stanów Zjednoczonych, to znajdziemy w nich to, co tak istotne w historii Ameryki, pewnego rodzaju hedonizm, w którym życie było proste i nieskrępowane i czerpało radość z codziennych, zwykłych przyjemności. Artyście, w moim przekonaniu, udało się w mistrzowski sposób zbudować w obrazach intrygującą historię przy użyciu jak najmniejszej liczby szczegółów, często rozbierając obraz niemal prac abstrakcyjnych, by następnie używając światła, przestrzeni i atmosfery, złożyć go z powrotem. Dlatego bardzo poruszają te obrazy, na których przedstawiona jest samotna postać konfrontująca się ze światem. Powtarzającym się motywem w jego twórczości jest akt patrzenia na sztukę, a w sprytny sposób Perry sprawia, że publiczność jest częścią jego kompozycji. Jest również znany ze swoich rozległych krajobrazów, uchwycenia wielkich amerykańskich prerii w sposób wyjątkowo szczery, naturalny, ascetyczny, bezpretensjonalnie prosty. Bo czasem i w sztuce tak jest, że im mniej, tym dostajemy wizualnie więcej – ten swoisty paradoks jest możliwy dzięki wyobraźni takich malarzy jak Jamie Perry. Ale by wykonać tego rodzaju pracę trzeba mieć odpowiednio uformowaną wyobraźnię, by wiedzieć, że prostota jest szczytem wysublimowania, jak pisał w „Traktacie o malarstwie” wielki Leonardo da Vinci. Bo w tym wypadku umiejętność upraszczania oznacza eliminację zbędnego, by to, co niezbędne mogło przemówić z całą mocą. W sztuce Perry'ego mamy doskonałe połączenie wysublimowanej elegancji z niezwykła prostotą malarską. I to najbardziej mnie w tych obrazach zachwyca.
show less
Comments