14 JAN 2021 · Kiedy mam do czynienia z filmem, który zrealizowano na podstawie prawdziwej historii – to naprawdę czuję wartość filmowego sposobu opowiadania o świecie. Jeśli takie filmy dodatku przedstawi jakiegoś pozornie zwykłego człowieka, który robi niezwykłe rzeczy, a jeszcze się to wszystko w miarę dobrze kończy - to czuję, że ludzka kreatywność nie ma granic, ma tylko Niedobów odwagi i nieco niedoinformowania. Przy uporządkowaniu tych dwóch przestrzeni - można wszystko. Ot pewien młody, zdolny Włoch – w 1968 roku zostawl prezydentem. Własnego państwa, w którym językiem urzędowym (uwaga, to lokalny nasz wątek poniekąd) - było esperanto. Panowa ł bardzo miłościwie, a potem Włochy, państwo dumne – zbombardowało jego włości. I była to najdziwniejsza wojna po II światowej. Brzmi absurdalnie, ale się wydarzyło.
Otóż Giorgio rosa inżynier, którego potrzeba wolności jest społecznie ograniczana, pewnego dnia, za niewielkie pieniądze rozpoczyna realizację karkołomnego planu: budowę własnej wyspy pośrodku morza. Wraz z kolegami tworzy platformę, niedaleko popularnego miasta Rimini, 500 metrów od wód terytorialnych. Oficjalnie i urzędowo zakłada Republikę Wyspy Róży, nieoficjalnie – organizuje na swojej Platowie super klub z muzyką i barem, poza tym ogłasza niepodległość, powołuje rząd a sam zostaje prezydentem.
Na nocne imprezy przypływają do wyspy rzesze młodych ludzie, pamiętajmy, że to są hipisowskie lata 60 te, w Europie ruchy wolnościowe nabierają nowego znaczenia, wyspa , będąca niepodległym państwem dla młodych i rozrywkowych ludzie staje się niebezpiecznym wyjątkiem od wielu reguł. Włoski rząd podejmuje brutalne działania (ustalające co może władza, nawet z obywatelami obcego kraju zwanego Republikę Wyspy Róży i nawet ONZ nie jest w stanie nic na to poradzić.
W zasadzie to niewesoły koniec, lecz film całkiem wesoło pokazuje jak młody inżynier nabiera wiatru w żagle, jak cudownie dryfuje w stronę swojego marzenia, jak uparcie realizuje plan bycia wolnym.
Mamy tu też wątek romantyczny.
Niestety, nie jest to duże dzieło sztuki filmowej. To zaledwie poprawnie opowiedziana historia. Trochę plastikowa, więc też trochę szkoda, że poszczególni bohaterowie tej opowieści nie nabrali (że tak powiem) realnych, filmowych kształtów. Za to film ma fajną ścieżkę dźwiękową, muzyka podana w wersji włoskiej i niewłoskiej, buduje nam to dolce Vita.
Nie mniej – samo wydarzenie jest świetne i na gdy początku przyszły prezydent swojego państwa, zapijając rozstanie z ukochaną, którą stracił przez nadmierne zainteresowanie swoimi wynalazkami, a nie uczuciem pyta sam siebie - "a może powinienem zbudować własny świat?" - to może to być zachętą dla tych odważnych, którzy posiadają dobre pomysły na swoje światy, lecz brakuje im nieco rozmachu.
Giorgio Rosa nie zatrzymywał się w pół drogi i nie negocjował własnego szczęścia z obcymi.